Historia bardzo "świeża", bo z dzisiaj rano.
Bardzo rano..
Znacie to uczucie, kiedy musicie być gdzieś wcześnie, a wszystko działa na Waszą niekorzyść?
Ja znam.
Wczoraj miałam jechać pociągiem o 20, ale stwierdziłam: ee taam, nie chce mi się siedzieć dwie godziny na dworcu (ponieważ inaczej żadna mzk mi nie pasowała)
Więc co zrobiłam?
Sprawdzam pociągi rano. W miejscu docelowym muszę być o 8.
O!
Mam pociąg o 6, akurat 30 minut na przemieszczenie się z dworca do miejsca docelowego, idealnie!
Mzk o 5.08.. Najgorzej? Nie!
Musiałam wstać o 4.20.
Mój kochany piesek nie chciał dać mi się ogarnąć, ale w końcu dotarłam na przystanek i hop w mzk.
Mzk przyjechała, więc co może się stać?
Na dworcu zakupiłam bilet i idę na peron. A tam co? ;o
Jakiś stary grat. Nigdy nie widziałam tak starego pociągu na tej linii.
Ale myślę sobie: nie oceniaj pociągu po okładce. Wsiadam.
Wnętrze też pozostawia wiele do życzenia, ale chociaż ciepło i dowiezie mnie do celu.
Idziemy dalej.
Jadę sobie przysypiając, głowę oparłam o szybę. Pierwszy przystanek, czekamy żeby przepuścić pociąg. Drugi przystanek przejechany dość szybko i tak jeszcze kilka.
Zatrzymujemy się i czekamy, żeby przepuścić pociąg. Tzn myślimy, że tylko na to czekamy. Ja oparta głową o szybę... i nagle co?
I bęc.
Wychodzi Pan Maszynista i gdzieś sobie idzie z kluczem w ręku..
Po 15 minutach informacja: pociąg się zepsuł, ale już naprawiony, więc za 15 minut ruszamy, bo musimy jeszcze przepuścić pendolino. Super.
Czyli z mojego nadczasu 30 minut zostało zero, null, bigos.
Pisałam szkic tego posta akurat będąc w trefnym pociągu, więc chociaż na to przydał się ten czas.
"Czasami fajnie jest zrobić coś, co nie współgra z osobowością"
~Jeanne Ryan
Pozdrawiam
Margaret T.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za udział w dyskusji :-)